Tu link do konkursu owego:
http://teatimeandwhiterabbits.blogspot.co.uk/2012/05/konkurs-losowanie.html
W konkursie owym trzeba opisać ulubiony deser z dzieciństwa, a ja mam ich kilka, ale może najbardziej przeze mnie faworyzowanym był lód "Śnieżka" polany świeżo zmiksowanymi truskawkami. Robiło go się następująco: trzeba było wyjść do sklepu osiedlowego, koniecznie w środku lata, gdy nie wiał nawet najmniejszy wiaterek, a asfalt przylepiał nam się do ulubionych, wyświechtanych adidasów z żółwiami nindża, trzeba było posiadać budżet na lody i szybko biegać, żeby w drodze powrotnej owe lody nie uległy rozpadowi. Konieczne było kupowanie przynajmniej po 1 szt. śnieżki na głowę, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony. Po lody nie opłacało się wychodzić, gdy mama wcześniej, na zielonym ryneczku, nie zakupiła siatki truskawek, bez czerwonych, czerwcowo-lipcowych owoców ten deser zamienia się jedynie w kostkę lodów waniliowych. Po dotarciu do domu koniecznością stawało się wrzucenie na moment śnieżek do zamrażarki i poproszenie starszej siostry o uruchomienie miksera, który w tamtym czasie był uznawany za niebezpieczny, a tym samym zakazany- przynajmniej dla mnie. Gdy siostra się ulitowała i truskawki zamieniła w cudowny, aksamitny krwisty wręcz w barwie sos, wyciągane były lody i obierane z wafelków, które znikały w zagadkowy sposób. Każdemu na talerzyku lądował lodowy, śnieżny prostokąt i przykrywany był owocowa polewa. No i tyle.
Deser ten tak smakowity mógł być podawany jedynie w sezonie truskawkowym, co sprawiało, że pojawiał się w sumie tylko parę razy w roku, a dodatkowo stal się dla mnie nieosiagalny w momencie popsucia się miksera i przez parę lat był poza moim zasięgiem .. może dlatego był to dla mnie prawdziwy rarytas..
Fajne wspomnienie. I jeszcze zabawnie opisane. Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń